środa, 26 marca 2008

Czasami, kiedy juz juz wydaje mi sie, ze nic bardziej absurdalnego w Belgii w kwestiach "jezykowych" wymyslic sie nie da, zostaje zaskakiwana. Pomyslowosc i absurdalnosc ludzka nie ma jednak granic...
Otoz ostatnio zostalismy uraczeni taka oto wiadomoscia:

Dzieci nie mowiace po niderlandzku nie beda mogly bawic sie na placach zabaw w Lidekerke (region Brabant-Flamand, Vlaams-Brabant).

Ale o soooo chodzi?

Chodzi o to, ze nowe regulacje dotyczace placow zabaw w Liedekerke przewiduja, ze osoba opiekujaca sie dziecmi, ktore sie tam bawia bedzie mogla nie wpuscic na taki plac zabaw dzieci, niemowiacych, badz nierozumiejacych po niderlandzku.

Ponadto, plac zabaw (podczas organizowanych tam przez gmine roznych zabaw dla dzieci) ma byc dostepny jedynie dla dzieci mieszkajacych w Liedekerke, badz majacych "powiazania rodzinne" z kims kto zamieszkuje w tej gminie.

Burmistrz Liedekerke tlumaczy nowe uregulowania wzgledami... bezpieczenstwa.

Dwa dni pozniej flamandzki Minister ds. Obywatelskosci (nie mam pojecia jak to dobrze i jakos ladniej przetlumaczyc....) przeznaczyl dotacje w wysokosci 42 000 euro na wsparcie projektow majacych poprzez zabawe zaznajomienie dzieci z jezykiem niderlandzkim .

Wsrod 12 dofinansowanych projektow, znalazl sie takze jeden z ... Liedekerke. ;)

2 komentarze:

Brittabella pisze...

A ten flamandzki minister i burmistrz to przypadkiem nie mają polskich korzeni? Działają zupełnie jak niektórzy polscy politycy ;).

kura z biura pisze...

Brrr, zimny dreszcz mnie przeszedł! KOjarzy mi się to z jakąś rusyfikacją, germanizacją, diabli wiedzą czym! Może niedługo frankofoni staną się prześladowaną mniejszośćią?