niedziela, 16 grudnia 2007

Bo my w Belgii baaaardzo lubimy strajki...

Taaak, w Belgii bardzo lubia strajkowac. Zwlaszcza kolej.

Poszlam wczoraj na dworzec, a tam... niespodzianka, czyli jak zwykle, strajk. Pociagi opoznione niewiadomoile albo odwolane. Moj byl opozniony 1 godzine 10 minut (a sama podroz zajmuje ok. 45 minut). Zdazylam wiec pojsc do sklepu, zrobic zakupy, wrocic do domu i ponownie wyjsc na dworzec na nastepny pociag (mam pociagi co godzine). Nastepny byl odwolany, ale za to poprzedni, opozniony ponad godzine, przyjechal.

Dojechalam do Brukseli, wysiadam, a tam mnostwo kolejarzy, poprzebieranych na kolorowo, z mikolajowymi czapkami, bawiacych sie, spiewajacych. Jednym slowem having fun.

(Przypomnialo mi to sytuacje, kiedy pod oknami mojej firmy protestowali strazacy, co w koncu skonczylo sie tancami na samochodach - na ich wlasnych samochodach znaczy sie).

Ale kolej akurat jesli chodzi o strajki wysuwa sie zdecydowanie na pierwsze miejsce. Cokolwiek im sie nie podoba - strajk. Napad na konduktora - strajk, niezatwierdzenie przez wladze godzin pracy - strajk, za malo osob przyjetych do pracy - strajk, brak zgody na podwyzki - strajk... Ten ostatni powod byl zreszta przyczyna wczorajszych utrudnien i juz zapowiadaja, ze jesli nie bedzie porozumienia w tej kwestii, strajki bede sie powtarzac co tydzien + w dni wolne od pracy.

Do tego jeszcze dochodzi fakt, ze w Belgii jesli sie nie ma wlasnego samochodu, to alternatywa dla pociagu jest zerowa. Autobusy kursuja w dni robocze i to tylko rano i po poludniu, zeby dzieci do szkol dowiezc. Poza tym niestety nic... No i sa to jedynie autobusy "krotkodystansowe". Czegos takiego, jak polski PKS, po prostu nie ma.

Moze te strajki w koncu nas zmobilizuja do zrobienia prawa jazdy?

Brak komentarzy: