środa, 28 maja 2008

Kupno ziemi

W tym kraju nawet zakup kawalka ziemi pod budowe domu urasta do problemu politycznego.
W poniedzialek, 26 maja, radni Zaventen (nieduze miasteczko, w ktorym znajduje sie glowne belgijskie lotnisko, niedaleko Brukseli, juz we Flandrii) uchwalili, ze przy zakupie dzialek nalezacych do gminy pierwszenstwo beda mialy osoby niderlandzkojezyczne, badz takie, ktore zadeklaruja chec nauki tego jezyka (tylko wlasnie, co to oznacza w praktyce?).

6 komentarzy:

kura z biura pisze...

No ja nie wiem. Pewnie przez te zaszłości historyczne, ale mnie się to wszystko bardzo źle kojarzy. Rugi pruskie, Hakata, wóz Drzymały...

Canis Trilinguis pisze...

I znowu wychodzi na to, że walońskie media demonizują i sieją zamęt. Mój luby twierdzi, że to chodzi o ziemię, która w jakiś sposób jest własnością państwową (w znaczeniu że nie jest prywatna i już). Bo prywatną to można sprzedać komu się chce - chyba że trafi się na kogoś, kto akurat nie chce sprzedać francuskojęzycznemu i już, bo takie ma widzimisię ;-).

Ksiezniczka z Krainy Deszczowcow pisze...

No i to jest wlasnie najbardziej oburzajace w tym wszystkim i dziwie sie, ze Ciebie to nie oburza. Jak mozna przy "podziale" wlasnosci panstwowej stosowac tak dyskryminujace kryteria i to jeszcze wobec obywateli wlasnego panstwa?? Wyobrazmy sobie teraz, ze gdzies na poludniu Polski jakas Rada uchwala, ze ziemie beda sprzedawac tylko tym, co mowia po... slasku?

Canis Trilinguis pisze...

No mnie to nie oburza, bo kraj jest federalny. Nie można Belgii porównywać do Polski, a Flandrii i Walonii do województw czy nawet Śląska. To bardziej tak, jak gdybym ja chciała sobie kupić od rządu flamandzkiego kawałek ziemi - mógłby mieć wymagania dotyczące języka itp. I też, niestety, wywodzi sie to z problemów, jakie są z tymi przybrukselskimi miasteczkami, które - choć we Flandrii - mają więcej Walonów, a Flandria ma z nimi problem. Nie dziwię się, że chcą to ograniczyć.

I nie, raz jeszcze - nie oburza mnie to. Oburza mnie, że walońska prasa i media piszą głupoty i sieją zamęt, przedstawiając się jako ofiary flamandzkiego nacjonalizmu, biedne żuczki, no. Nie twierdzę, że flamandzka prasa tak nie robi, ale tak czy siak - ogólnej sytuacji nie pomagają.

Ksiezniczka z Krainy Deszczowcow pisze...

A mnie oburza i ciesze sie, ze w Walonii nie ma podobnej dyskryminacji. Mam duzo zastrzezen do tego Regionu, duzo do samych Walonow, ale na szczescie podobnej dyskryminacji tutaj nie doswiadczysz.
Nasza nauczycielka niderlandzkiego mowila nam np. ze ona nie mogla kupic domu we Flandrii, bo jej maz jest Walonem. Wiec kupili w Walonii. Bez problemow.

Canis Trilinguis pisze...

Jak dla mnie największym problemem w tym kraju jest to, że istnieje w takiej formie, w jakiej jest. Żeby było normalnie (i w Twoim znaczeniu braku dyskryminujących przepisów, i w moim ogólnych animozji), muszą albo się rozpaść i żyć na własną modłę, albo przeprowadzić gruntowną reformę całego tego federalizmu - tak, żeby to uprościć. Jako że każde wyjście doprowadzi do dalszych problemów, nie wiem, czy kiedykolwiek się to stanie.

Ja tam i tak Belgię lubię, a nawet trochę bardziej niż lubię - a przynajmniej we Flandrii. I uważam, że żyje się tam prościej i przyjemniej niż w Polsce (co nie znaczy, że nie chciałabym, żeby istniała dla nas możliwość mieszkania w Polsce). Walonii nie znam i wierzę Ci, że nie ma tam flamandzkiej dyskryminacji. Ale, jak już mówiłam, oburza mnie podsycanie tych regionalnych animozji przez media - bo przecież informacje, które masz na blogu, skądś bierzesz, a w przekonaniu moim i mojego lubego często nie odzwierciedlają one całej prawdy. Nie twierdzę, że we Flandrii jest lepiej - jedyne co mam na myśli to to, że wszelkie doniesienia prasowe nalezy w tym kraju brać ze szczyptą soli. W Walonii nie lubią Leterme'a, a we Flandrii Madame Non - i nie znaczy to, że któreś z nich jest do cna złe.

Jeszcze raz podkreślę - nie krytykuję tego, co piszesz - masz pełne prawo, Twój blog, Twoja broszka. Jednakowoż opcja komentowania nazbyt często kusi mnie, żeby wyrazić właśne, w znacznej częsci pro-flamandzkie, zdanie, żeby pokazać drugą stronę medalu. A prawda i tak leży pewnie gdzieś po środku.